Sting zagrał największe przeboje w Operze Leśnej...
Ten koncert musiał być spełnieniem marzeń niemalże każdego fana Stinga - w urokliwej atmosferze sopockiej Opery Leśnej muzyk zagrał swoje największe przeboje. Mimo bardzo wysokich cen biletów, publiczności zapełniła całą widownię.
To był niemalże dwugodzinny maraton muzyczny z największymi przebojami Stinga. Anglik zagrał zarówno swoje solowe utwory, jak i oczywiście te, które powstały, gdy Gordon Matthew Sumner dowodził grupą The Police. Publiczność, która we wtorek wieczorem przyszła do Opery Leśnej, usłyszała dwadzieścia jeden utworów. Trudno powiedzieć, które wzbudziły największe emocje, bo widzowie kipieli od entuzjazmu i radości niemalże przez cały występ. Momentami można było odnieść wrażenie, że krzesełka na widowni Opery Leśnej wręcz fanom przeszkadzają i najchętniej zeszliby pod scenę tańczyć do muzyki swojego idola.
Sting zaczął bez słowa od "Every Breath You Take", aby po chwili zwrócić się do widzów nagrodzonym oklaskami powitaniem po polsku: "Dzień dobry, Sopot". Niemal każdy kolejny kawałek witany był brawami i okrzykami radości. Publiczność usłyszała m.in. "If I Ever Lose My Faith in You", "Fields of Gold", "The Hounds of Winter". Nie zabrakło i "Shape of My Heart", i "Englishman in New York", i brawuro wykonanego "Roxanne", którym muzyk zamknął właściwy koncert. Na bis fani usłyszeli m.in. "Desert Rose" i wyciszającą szalony rockowy show balladę "Fragile".
Nagłośnienie było bardzo dobre, a wykonanie utworów wręcz perfekcyjne - ze Stingiem do Sopotu przyjechał świetnie zgrany zespół z dwoma perkusistami, gitarzystą, pianistą, skrzypkiem i wokalistą. O dobrą atmosferę na widowni Anglik zadbał nie tylko muzyką. Przez cały koncert utrzymywał kontakt z uwielbiającą go publiką, parę razy dziękując po polsku, oddając widzom głos w refrenach czy opowiadając historie swojego wujka pochodzącego z Polski.
"Wujek Stanisław zawsze był dumny ze swojego kraju i tęsknił za nim. A to jest z kolei piosenka o mojej ojczyźnie" - mówił zapowiadając przebój zespołu Genesis "Dancing With The Moonlit Knight", którego intro posłużyło za wstęp do "Message in a Bottle". Wcześniej złożył hołd swojemu przyjacielowi Peterowi Gabrielowi wykonując ze swoim synem przy mikrofonie "Shock the Monkey". Niespodzianką był również cover Billa Withersa "Ain't No Sunshine".
Wtorkowy koncert w Operze Leśnej nie był wyłącznie spotkaniem z wielką gwiazdą rocka, ale i rzadką okazją, aby na żywo posłuchać jednych z najważniejszych piosenek w historii muzyki rozrywkowej. Nic więc dziwnego, iż pomimo wyjątkowo wysokich cen biletów (najtańszy kosztował 349 zł), publiczność zapełniła całą widownię, a ci, którym wejść się nie udało, słuchali koncertu pod bramami Opery.
(c) Trojmiasto by Łukasz Stafiej
Opera Leśna zachwycona. Sting dał świetny koncert w Sopocie...
Opera Leśna wypełniła się we wtorek jednym z najbardziej charakterystycznych głosów świata. Kompozycje, takie jak "Englishman in New York", "Message in the bottle" czy "Every breath you take" zna cały świat. Sting dał prawdziwy popis w Sopocie.
Sting to jeden z bardziej poważanych artystów muzyki rozrywkowej. Mogłoby się wydawać, że lata jego największej popularności już minęły. Nic bardziej mylnego. W czasie koncertu pokazał 100 proc. profesjonalizmu i charyzmy. Gromkie brawa i bis tylko to potwierdziły.
Przed występem Stinga "support" zagrał jego syn, Joe Sumner. Kameralny klimat oraz świetny repertuar oczarowały publiczność. Wystąpił wraz z członkami zespołu ojca - wokalistką oraz muzykiem sekcji dętej, który grał na cajon. Od razu skradł serca słuchających, pytając z silnym zagranicznym akcentem: "Jak się macie?". Wszyscy mieli się świetnie - gromkie brawa to potwierdziły.
Jeżeli Sting kiedykolwiek zdecyduje się na muzyczną emeryturę, jego syn z powodzeniem może go zastąpić. Ich głosy są prawie nie do odróżnienia.
Jak na Brytyjczyka przystało, Sting rozpoczął koncert nie spóźniając się ani minuty. Przywitał się "Dzień Dobry Sopot", tłumacząc od razu, że w ogóle nie mówi po polsku. To jednak nie przeszkadzało rozentuzjazmowanemu tłumowi. Od razu porwał z miejsc część publiczności najsłynniejszą piosenką "Every breath you take". Hit, którym zawojował świat z zespołem The Police był świetną rozgrzewką.
W swoim repertuarze przeplatał szlagiery z mniej znanymi piosenkami. Kiedy wydawało się, że atmosfera trochę stygła, na scenie rozbrzmiewały dźwięki rozpoznawalnych melodii. Tak było w przypadku piosenki "Message in the Bottle" poprzedzonej utworem Petera Gabriela, którą wykonał Sting.
Sting złapał świetny kontakt z publicznością. Zachęcał ich do wspólnego śpiewania. Wyglądało to jak mecz tenisowy, gdzie artysta "serwował" proste partie wokalne, które "odbijała" publiczność. To powtarzało się przez kilka bardziej znanych piosenek.
Ponad to bardzo miłym akcentem było przedstawienie członków zespołu. Każdy z nich miał partię solową przy poszczególnych piosenkach. To pokazało, z jak utalentowanymi muzykami współpracuje Sting. Publiczność porwał skrzypek, pianista oraz wokalistka śpiewająca w chórkach. Nie szczędzono im braw i okrzyków.
Można by pomyśleć, że najsłynniejsze piosenki w swojej karierze solowej Sting napisał w latach 90. Mimo to odświeżał te utwory oryginalnymi aranżacjami czy wstawianiem fragmentów innych piosenek. Tak było w przypadku słynnego "Roxanne" - pierwszego popularnego hitu w latach działalności The Police. Kiedy publiczność została porwana z krzeseł, nagle usłyszeli hit Billa Whitersa "Ain't no sunshine". Z agresywnego uderzenia, widownia przeniosła się w bardziej łagodne rytmy. Takie połączenie było strzałem w "10".
To jeden z najpopularniejszych utwór w solowej karierze Stinga. "Englishman in New York" porwał dosłownie całą sopocką publiczność z krzeseł. Wszyscy klaskali w rytm piosenki i śpiewali wraz z artystą. Przez następne pół godziny nikt nie usiadł na swoim miejscu.
Sting tak bardzo przypadł do gustu sopockiej publiczności, że został wywołany na bis. Wykonał trzy słynne utwory, kończąc występ nastrojowym "Fragile". Wprowadziło to bardzo nostalgiczny nastrój. Aż poczuło się lekki smutek z powodu kończącego się koncertu. Po skończeniu utworu wszyscy muzycy wraz z głównym artystą wyszli przed scenę i podziękowali za tak gorące przyjęcie. Sting kilkakrotnie odwracał się w stronę publiczności i kłaniał się. Po zejściu ze sceny publiczność jeszcze długo biła brawo w nadziei, że ponownie wywoła artystę. Niestety, nie udało się.
Był to jak dotąd jeden z lepszych koncertów roku. Tacy artyści jak najczęściej powinni odwiedzać Operę Leśną.
(c) Radio Gdansk